"Nie jesteś dla mnie kimś, nie jesteś dla mnie nikim."
Taylor postawił mnie na posadzce, posyłając pocieszający uśmiech. Zachowując resztki dobrego humoru, przytuliłam chłopaków, pomijając Liama i Elenę. Powiedziałam im krótkie Cześć, po czym usiadłam po turecku na łóżku. Obok Taylora. Między nami była niezręczna cisza, kiedy Liam patrzył na mnie, a ja przez krótkie zerknięcia na niego. Jego szczęka stężała, kiedy ramię Taylora oplotło mnie....
Zamykam oczy na kilka sekund, odpędzając od siebie wszystkie uczucia. Czuję na swojej skórze, jego dotyk z wczorajszej nocy. Czuję, jak mocno zaciska moje ciało w swoich ramionach. Dzisiaj te same ramiona oplatają ją, jego wybrankę. Igła rozpaczy dźga ostro moje serce, jest bezlitosna. Lekki ból rozchodzi się po nerwach, docierając do głowy. Uderzając w myśli, które w jednej chwili przejmuję on. I mam nie wiele czasu, by nad tym zapanować. Podnoszę się impulsywnie z miejsca, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
- Zaraz wrócę, muszę znaleźć lekarza.
Ignorując prośby Taylora, wychodzę na korytarz, nie zwracając uwagi na brak obuwia. Przemierzam go żwawym krokiem, z lekka przypominającym trucht. Wpadam do gabinetu doktora, nie myśląc czy ma pacjenta czy też nie, nawet nie zwracam uwagi na to, iż powinnam zapukać.
- Jeymi ! Widzę, że jesteś już pełna sił. W czym ci mogę służyć ?
Jego przepełniony sympatią głos, łagodzi na chwilę szalejący huragan w moim ciele.
- Chciałam zapytać, kiedy mogę opuścić szpital?
Muszę to wiedzieć. Tutaj nie mogę się bronić. Nie mogę się odciąć od Liama i Eleny.
Wypuścił ciężkie westchnienie, spoglądając w moje oczy. Szukał zawahania ?
- Jesteś bardzo zdeterminowana... mogłabyś opuścić go jutro, rano otrzymałabyś wypis..... Ale wydaje mi się, że powinnaś jeszcze zostać. Tutaj jesteś pilnowana, Jeymi co za głupstwo strzeliło ci do głowy, by podejmować kolejną próbę.....
- Nie próbowałam się zabić.
Uprzedziłam go, dokładnie wiedząc co zamierzał powiedzieć.
- Więc co to wszystko oznacza ? Znasz przecież swój stan.
- Nie mam, aż tyle siły, by o tym wszystkim mówić. Ja.. zabrakło mi czasu, by opatrzyć rękę.
Kolejne jego westchnienie.
- Wierze, że nie kłamiesz. Oczywiście nie ominie cię, wytłumaczenie mi wszystkiego. Wyniki prześlemy ci wciągu tygodnia. A teraz muszę cię przeprosić, za 2 minuty mam ważne badanie.
- Dziękuję i przepraszam.
Wstałam i wyszłam, wypuszczając ciężko powietrze. Idę najwolniej, jak potrafię, by tylko stracić trochę czasu. I nie spodziewanie, na mojej drodze wyrasta Liam. Trzeba być mną, by mieć to szczęście.
- Musimy porozmawiać...
Oznajmia ostro. Jeny poluzuj majty Payne. Pozostałam cicho, a on kontynuował.
- To co stało się wczoraj, to... ty i ja... ty...
- Mam zapomnieć ? W porządku.... - moje serce zaczęło płakać- Zapomnijmy oboje.- zaczęłam iść, ale on skutecznie zablokował mi drogę.
- Nie ! To znaczy... masz rację powinniśmy. Ale ja... ja nie chcę. Nie chcę byś myślała, że jesteś dla mnie nikim.
- Czemu to mówisz ? Męczy cię sumienie ? Mówisz to wszystko tak, jakbym coś dla ciebie znaczyła, a tak nie jest. Oboje to wiemy. Więc czemu wciskasz mi te kłamstwa ? Nie jestem dla ciebie nic ważna, przyznaj to i daj spokój.
W moich oczach zawitały łzy, nawet nie dając mi szans na ich powstrzymanie.
- Przyznaj to Liam ?
- To prawda, nic dla mnie nie znaczysz. Ale...
- Starczy. Wszystko wyjaśnione.
Oczy strasznie szczypały, ale policzki wciąż pozostawały suche.
- Nie wchodźmy sobie w parady. Tak jest lepiej.
Przedarłam się obok niego, idąc przed siebie. Mówił cicho moje imię, ale zignorowałam to. Coś mnie szarpnęło, ciągnąc z wielką siłą w tył. Nawet w szoku nie zdążyłam krzyknąć. Przyparto mnie do ściany. Przez ułamek sekundy widziałam twarz Liama. Przywarł zachłannie ustami do moich warg, pozbawiając mnie tlenu. Próbowałam go odepchnąć, ugryzłam go w wargę, ale on tylko całował coraz czulej. Zupełnie jakbym były jego lekarstwem od śmierci... Brakło mu powietrza więc się oderwał. Ciężko dyszałam. Co to było ?
- Nie jesteś dla mnie kimś, nie jesteś nikim.
Odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość, kiedy w tym samym czasie z mojej sali wyszła Elena.
- Tu jesteś kochanie, długo cię nie było.
Rzuciła się mu naszyje,całując jego usta mocno. On pogłębił ten pocałunek, przeradzając to w obściskiwanie. O co kurwa chodzi !? Wycofałam się, wracając pędem do sali. Czuję się jak w potrzasku, a ściany zwężają się, zaczynając mnie zgniatać. Nie mogę oddychać, brakuję mi powietrza. Siadam na łóżku i cała drżąca przytulam się do Taylora. Drzwi się otwierają, a on tu jest znowu....
_________________________________________________
Przepraszam jest na szybko, nawet błędów nie sprawdzałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz