"Patrzę, nie widząc..."
Połączenie zostało przerwane. Głucha cisza.... Zacisnęłam mocno zęby, odkładając spokojnie telefon, nim stanie się moją ofiarą. Gdzie on do cholery jest ?! Trzasnęłam dłonią w kanapę, czując jak coś się właśnie wypala.... Emocje skumulowały się, blokując wszystkie moje ruchy. Siedziałam cicho, nie ruszając się. Skamieniała. Jak tykająca bomba. Jeden ruch z otoczenia, a wybuchnę. Głębokie oddechy, nie pomagały, chociaż musiałam w jakiś sposób wziąć się w garść. Prosto, ułożyłam się na kanapie, wiercąc wzrokiem dziurę w suficie. Byłam sztywna.... Jakby wstanie szoku. Zaufanie. Muszę mu ufać. Ufać.... Rano wszystko minie... on wróci i wszystko mi wytłumaczy... Ufać... Zamknęłam powieki, a wachlarze rzęs opadły na policzki. Sen w tej chwili nie przyjdzie szybko. Morfeusz, do swojej krainy przyjmuje tylko spokój, nie to co siedzi we mnie. Czas ciągnął się długo... leciał wolno przez ciemną noc, a ja jego niewolnica szłam posłusznie za nim. Byłam zmęczona, ale walące serce nie pozwalało mi zasnąć...
Jeymi marznąc, skulona spała na kanapie. Dojście na górę do sypialni było dla niej nie możliwe. Jej ciało odłączyło się od niej. Zupełnie sparaliżowana, pochłonięta emocjami. Prawdą było, że mogła wybuchnąć. To jedna z faz jej napadu paniki. Dzielił ją krok od stracenia rozumu. Człowiek w stanie napaści nie kontroluje swoich ruchów, czynów. Potrzeba pomocy, uspokojenia od kogoś innego. Go nie ma. Liam spędzał noc nie wiadomo gdzie....
***
Słońce ? Słońce przejęło Londyn, wyręczając księżyc. Przykryte delikatną warstwą chmur, wpadało do pomieszczenia. Dzień. Rano. Emocje wypłynęły, chociaż nie wszystkie. Ufać. Rozejrzałam się dookoła, szukając Liama. Nie ma go. Nadal nie wrócił. Rozpoczęłam kolejną walkę sama ze sobą, by tylko zachować spokój. Przeczekam burzę. Milcząco, uniknę kłótni. Muszę mu ufać. Będąc nadal w piżamie, posprzątałam całe mieszkanie, telefon sprawdzany był co kilka minut, ale nic w nim nie czekało. Związałam worek, z potłuczonym wazonem i postawiłam go przy drzwiach. Trwało to sekundę, było za późno, kiedy chciałam się powstrzymać, szkoło dotknęło ziemi, a sprawcą byłam ja. Naciągnęłam na nogi szare luźne dresy i przyległą biała bokserkę. Stopy wsadziłam w buty (Emu) i zakładając bluzę wyszłam z mieszkania. Szłam jak automat do tylnego wejścia, trzymając w ręku worek. Całym ciałem naparłam na żelazne drzwi, wychodząc na chłodne i nieświeże powietrze. Wstrzymując oddech, szybko wyrzuciłam worek, zamykając drzwi dzielące mnie od śmietników. Droga z powrotem była tak samo pokonywana....
***
Dochodziła 14:00, a po chłopaku ani śladu, próby kontaktu z nim kończyły się tak samo za każdym razem. Wyłączony telefon. Ugotowałam obiad, zajmując czymś swoje myśli. Nakryłam do stołu dla nas, chociaż i tak wątpię czy się pojawi. Nałożyłam na talerze chińszczyznę i zajęłam miejsce. W ciszy odczekałam pół godziny, nie doczekując się go. Zjadłam posiłek, zmywając po sobie. To dziwne, że chodzę taka spokojna, kiedy wewnątrz płonące z wściekłości serce, zieje ogniem...
***
Obiad wystygł już w całości wybija 15:00, w mieszkaniu nadal kompletna cisza. Krótkie spojrzenia na przeciwny koniec stołu, wzbudzają ból, wykręcając mnie. Liam....
- Gdzie jesteś ?
Nie dostaje odpowiedzi... Zamykam oczy, a dłońmi przykrywam szczelnie uszy, spuszczając głowę. Z moich ust wydobywa się głośny krzyk, po czym język staje kołkiem w gardle.
- Aniołku...
Słyszę nie wyraźnie, więc opuszczam dłonie, spoglądając w górę.
- Gdzie byłeś ?
Słyszę swój kruchy głos i momentalnie chcę cofnąć słowa.
- Ja... musiałem coś załatwić...
Widziałam, jak zmienia się w oschłego Liama, a przecież nic nie zrobiłam, tylko zapytałam.
- Twoja porcja dawno wystygła, smacznego.
Decyduję się nie ciągnąć tego.
- Jeymi, chodź do mnie.
Przyciąga mnie do siebie, kiedy chcę odejść. Ciasno oplata moje ciało, a ja czuję się jak lód. Na pewno jestem jak lód.
- Tęskniłem za tobą. Nienawidzę budzić się bez ciebie.
Och... przecież na pewno miałeś przy swoim boku inną. Zaciskam zęby, karcąc się za te myśli. Ufam mu.
- Odezwij się.
Teraz jest łagodny, potulny jak baranek. Tak ciężko nadążyć mi za nim.
- Dzwoniłam do ciebie tysiąc razy.
- Telefon mi się rozładował.
Schował twarz w moich włosach i słyszałam bicie jego serca.
- Jestem twój aniołku.
Wypowiedział te słowa, jakby czuł, że właśnie to chciałam usłyszeć.
- Powiesz mi gdzie spędziłeś noc ?
- Nie teraz...
Kiwnęłam głową, wydostając się z jego objęć. Obojętnym krokiem wyszłam z kuchni, rozkładając się w pokoju dziennym. Włączyłam telewizor i wybrałam pierwszy lepszy kanał. Siedziałam wpatrzona, chodź tak naprawdę, kompletnie nie widziałam obrazu. Myślami krążyłam po pierścieniach saturna, którym teraz były tajemnicę Liama.
- Zrobiłaś pyszny obiad. Co chcesz dzisiaj robić ?
Spojrzałam na niego, nie wyrażając żadnych emocji. Chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Z całych sił próbowałam schować w sobie złość. Swoją siłą przesunął mnie na brzeg łóżka, siadając tuż za mną. Objął mnie w troskliwą i opiekuńczą więź jego ramion, przyciskając moje plecy do jego torsu.
- Spójrz na mnie.
Mówił delikatnie, ale we wszystkim kryła się nutka żądzy. Zrobiłam o co poprosił. Patrzyłam w jego oczy, tonąc w nich. Ustami zakrył moje, dając ciepło. Delikatne pocałunki przepełnione były miłością. Obracał mnie w swoją stronę, co raz mocniej przytulając.
- Ufasz mi ?
- Staram się, całą noc z tym walczyłam.
Zostawił pocałunek na moim czole, szepcząc coś czego nie zrozumiałam. Wszystko wydawało się ze mnie uchodzić, Liam był lekiem, puki coś, a raczej ktoś nie zaczął pukać. Wymieniając krótkie spojrzenia, poszłam otworzyć. Serce podeszło mi do gardła, kiedy na przeciwko mnie stała Elena. Każdy organ zaczął pracować, cofając już prawie strawiony obiad.
- Jest Liam ?
Czego chcesz suko od niego ?
- Może...
- Mogę wejść ?
- Po co przyszłaś ?
Skutecznie blokowałam jej przejście.
- Chciałam...
- Anio...Elena ?
Nie.. boże proszę. To nie może się dziać naprawdę...
Jeymi jest świadkiem wymiany ich spojrzeń. Na jej twarzy wymalowany jest ból, chodź oni wydają się tego nie zauważać. Każdy zauważyłby jej mękę. Chłopak przerywając chwilę, łapie swoją dziewczynę za dłoń, chcąc dać jej jakiś znak.
- Możemy...
Eleny zaczyna mówić, ale Liam skutecznie ją ucisza, przerywając jej.
- Na zewnątrz.
Puszcza dłoń Jeymi, szepcząc pośpiesznie, że wróci za 2 minuty. Oni nie są teraz wstanie pojąć, jak "aniołek" się czuję... Nie wiedzą, że troskliwe ruchy Liama względem Eleny, zabijają ją od środka. Mają tajemnicę, której Liam broni przed swoją miłością. Czemu...?
_____________________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz