"Zdjęta maska... droga bez powrotu"
Zaczął do mnie podchodzić i jestem naprawdę wdzięczna, temu facetowi co go zatrzymał, by coś mu powiedzieć. Nie myśląc długo, opuściłam budynek, mając czas na ucieczkę. Nie było fleszy, była tylko ciemność. Moje ciało całe drżało, kiedy widziałam ich złączone usta w obrazach wyobraźni. Osiągnął to czego chciał. Zniszczył nas, zniszczył mnie.... Śnieg zgrzytał pod butami, kiedy cało starałam, przedostać się przez wielkie zaspy. Ślizga nawierzchnia, wysokie szpilki i potoki łez, były tylko utrudnieniem. Cała rozmazana wybiegłam na ulicę, zatrzymując jadącą taksówkę. Otworzyłam tylne drzwi i dosłownie rzuciłam się na siedzenie. Straszy mężczyzna popatrzył na mnie, ale od razu odwrócił wzrok.
- Potrzebna pani jakaś pomoc medyczna ?
Aż tak źle wyglądam ? Łzy jeszcze rzewniej zaczęły spływać po moich policzkach i z trudem wyjąkałam by jechał na ”Bridge St.". To za szybko bym czuła się jak wrak, a jednak tak jest. Przetarłam wierzchem dłoni oczy, robiąc miejsce nowym gorzkim kroplą. Część makijażu została starta, a czarny tusz spływał w dół po moich palcach, zostawiając smugi, tak jak na policzkach. Wzrokiem przemierzałam ulice, kiedy co chwilę zatrzymywaliśmy się na światłach. Pijani nastolatkowie szukali zaczepek, ledwo co utrzymując równowagę. Po starszych ludziach nie było śladu. I właściwie ciężko powiedzieć jak tej nocy wyglądał Londyn. W moich oczach nic nie miało sensu, a każdy obraz budził we mnie obrzydzenie. Gdyby przez słowa można było oddać cały ból, na pewno zrozumielibyście o czym mówię.
- Proszę pani, jesteśmy na Bridge Street, gdzie dokładnie ?
- Ummm... tu, wysiądę tu.
Sięgnęłam do swojej małej kopertówki wyjmując portfel. Wyciągnęłam dwa banknoty pięcio-dolarowe, zdając sobie sprawę, że właściwie kończą mi się pieniądze. Rzuciłam nimi na przednie siedzenie, jak burza wychodząc na powietrze. Oddechy mające załagodzić mój stan, wszystko pogarszały. Z trudem próbowałam biec do swojego apartamentowca. Moje ciało drżało i już nie wiem czy z emocji czy z zimna. Docierając do budynku, zaczęłam biec po kamiennych schodach, potykając się na ostatnim stopniu i zjeżdżając po nich kolanami w dół. Krew szybko znalazła swoje ujście, ściekając po nogach cienkimi stróżkami. Nie czułam bólu, chociaż skóra na dłoniach także była zdarta. Wszystko było zagłuszane cierpieniem serca. Twardo podniosłam się z ziemi, gnając jeszcze raz w górę. W windzie pozostawiłam kilka śladów krwi po sobie, kulejąc, jak ostatnia ciamajda do drzwi. Trzasnęłam nimi, zapominając chyba wyjąć kluczy z zamka. Upadając na ścianę zdjęłam szpilki, zaczynając płakać w głos. Rozpaczliwe wycie słychać było we wszystkich pomieszczeniach. Czerwone stróżki rozmazały się na lśniącym parkiecie, wyglądając jakby kogoś zamordowano. Zamordowano moje serce ! Weszłam schodami do góry, walcząc z zamkiem sukienki, w efekcie jej nie rozpięłam. Włosy po przyklejały mi się do twarzy,a łez wydawało się przybywać.
- Jeymi !!!
Słysząc jego głos upadłam jeszcze niżej, dosięgając już dna.
- Jeymi to..
- Wyjdź !!!
- Koch..
- Spierdalaj Liam !!! Nienawidzę cię!!!
- Daj...
- Spierdalaj mówię !!!
Złapałam w dłonie przypadkowe rzeczy, zaczynając nimi w niego rzucać. Chciałam zadać mu ten sam ból co on mi. Torba z jego ciuchami, uderzył w jego tors, upadając mu tuż pod nogi. Zaufałam mu jak prosił, co dostałam w zamian ?
- Tego chciałeś ?! Patrzeć, jak cierpię ?! Nie chcę cię więcej widzieć!!! Nigdy.
- Przestań Jeymi, wiesz, że to nie prawda.
Rzuciłam w niego szkatułką z moją biżuterią, patrząc jak wszystko po uderzeniu w niego, rozsypuje się po ziemi. Nie wiem czy wściekły, ale pierwszy raz widziałam na jego twarzy takie emocje. Podszedł do mnie, mocno przytulając mnie od tyłu. Od razu zebrało mi się na wymioty. W tej chwili brzydziło mnie wszystko co z nim związane. Próbowałam się wyszarpnąć, ale on trzymał mnie co raz mocniej. Poranionymi nogami kopałam go, a dłońmi biłam z całych sił. Był nie wzruszony, chociaż kilka razy słyszałam ciche jęknięcie.
- Uspokój się, zrobisz sobie krzywdę.
- Gówno cię to obchodzi !!! Puść mnie !!!
- Nie, kocham cię.
Jego słowa pobudziły moje serce, ale nie miały znaczenia.
- Za późno na to.
Szarpałam się już ostatkami sił, a on trzymał tak mocno, że ledwo mogłam oddychać.
- Przepraszam, ten pocałunek to nie miało prawa się wydarzyć. Dla mnie jesteś tylko ty, musisz mi uwierzyć.
- Łatwo o mnie zapomniałeś, będąc z nią.
- Nie mów tak, nigdy o tobie nie zapominam.
- Nie wierze ci.... w nic ci nie wierze.
- Przepraszam aniołku.
- Puść mnie i odejdź.
Nie wiem czemu, ale nawet mój gniew zaczynał słabnąć.
- Nie mogę. Nie zostawię cię teraz. Kocham cię.
Wyznanie miłości powinno radować, mnie rani raz za razem. Ostatni raz podjęłam próbę wyszarpnięcia, po czym opadłam z sił w jego ramiona. Gdyby teraz zdecydował się mnie puścić, leżałabym na ziemi, nie będąc wstanie się podnieść. Zamknęłam ciężkie powieki, przestając walczyć ze sobą i z Liamem.
Czułam jak podnosi moje ciało, zanosząc mnie do innego pomieszczenia. Skórą dotknęłam zimnego, zmuszając się do otworzenia oczu. Łazienka. Odkręcił kurek, a woda grubym strumieniem, napełniała wannę.
- Zamknij oczy aniołku.
Zrobiłam jak chciał. Chłodny i mokry wacik dotknął moich powiek, kiedy chłopak delikatnymi i opiekuńczymi ruchami zmywał mój makijaż. Czułam się lżej, ale nie na sercu, tam dalej ciążyły kamienie.
- Okręć się.
Rozpiął moją sukienkę, zdejmując ją ze mnie wraz z bielizną. Odtrącając jego pomoc, sama weszłam do wanny, kuląc się i chowając swoją twarz w zakrwawionych kolanach. Mój dotychczas głośny szloch, zaczął cichnąć i słychać było tylko moje pociąganie nosem, przygłuszane szumem wody. Zacisnęłam mocno zęby, kiedy namydloną dłonią dotknął moich pleców. Nie dopuszczałam do siebie uczuć, które cały czas do niego czułam. Akórat teraz potrafi być troskliwy i kochany. Teraz... o wiele za późno. Uniósł moją głowę, obmywając szkarłatne nogi. Patrząc na jego twarz, widziałam ból, którego nie krył. Zrzucił maskę ?
- Co ty sobie zrobiłaś ?
- .....
- Aniołku co stało ci się w kolana ?
- Spadłam ze schodów.
Zamknął oczy, wciągając powoli powietrze. Po czym je otworzył patrząc w moje.
- Przepraszam.
Umył mnie do końca, owijając w ręcznik i sadzając na kiblu. Opatrzył moje rany, wylewając na nie tyle wody utlenionej, że miałam ochotę go zabić. Nakleił plastry, całując każde skaleczone miejsce. Chwilę przypatrywałam się mu, decydując czy pokazać mu dłonie. Nie pewnie wysunęłam je przed siebie, obracając wnętrzem do góry. Skrzywił się na kilka rozcięć i zadrapań.
- Masz jeszcze gdzieś rany ?
Zapytał zupełnie spokojnie i cicho. Pokręciłam przecząco głową, chcąc schować dłonie, ale powstrzymał mnie. Zmył zaschniętą krew, przykładając gazę i zawijając je bandażem. Czuję się jak dziecko.
- Jeymi, naprawdę mi przykro.... nie zostawiaj mnie, proszę.
Patrzyłam na niego, czując na nowo narastający ból.
- Jestem zmęczona, pójdę już spać.
Wstałam, zostawiając go klęczącego na podłodze. Założyłam koszulkę i majtki, kładąc się na łóżku. Zgasiłam światło, słysząc z łazienki przekleństwa chłopaka. Zacisnęłam powieki i pięści, zwijając się w kłębek. Zmusiłam się do spania. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam go teraz widzieć....
* Rano *
Obudziłam się obok chłopaka, nie dotykał mnie, ale każda część mnie za wyjątkiem serca, chciała go przytulić. Patrząc na niego wszystko zaczęło powracać. Ich pocałunek. Może doszło do czegoś w... Ruszyłam z łóżka zalewając się na nowo łzami... koniec nas...
***
Parzyła gorącą kawę, która miała pomóc jej nabrać sił. Wszystko wokół było bajzlem uczuć. Telefon zadzwonił, a po spojrzeniu na ekran cieszyła się, że to Taylor.
- Halo ?
- Nie uwierzysz gdzie jestem maleńka...!
- Gdzie ?
- U twojej rodziny ! Masz od wszystkich pozdrowienia.
W jej oczach wyschnięte łzy na nowa zaczęły się pojawiać. Tak dawno nie widziała rodziny, dawno z nimi nie rozmawiała. Na nowo zaczęła cierpieć z tęsknoty.
- Co tam robisz ?
Taylor wyczuł, że jest nie tak, słysząc jej cichy, łamiący głos.
- Odpoczywam, coś się stało mała ?
- Nic, po prostu tęsknie za nimi.
Liam pojawił się w kuchni nie zauważony, przysłuchując się rozmowie.
-A jak układa ci się z Liamem ?
- Ymmm... ja i Liam.... czasem ludzie lepiej sprawdzają się jako przyjaciele.
Payn stał w progu, a w jego oczach zbierały się łzy, miał nadzieję, która teraz znika.
- Porozmawiamy później.
Rozłączyła się, spuszczając głowę i zaczynając płakać na jego oczach. Pociągnęła nosem, obracając się i zauważając go.
- Czy my... ?
- Nie potrafię Liam. Przepraszam, za każdym razem gdy zamykam oczy widzę ciebie i Elene. Byłeś ze mną, ale to ona była ważniejsza...
- Nie prawda.
- Prawda, chcesz jej. Oboje to wiemy. Skończymy i wróćcie do siebie.
Jej głos zaskrzeczał, a ona głośno zaczęła szlochać. Ostatnią rzeczą jakiej chciała, to jej miłość kochająca i kochana przez inną.
- Jeymi nie. Kocham cię i wiem, że ty mnie też. Nie odchodź ode mnie.
Zbliżył się do niej, chwytając jej policzki.
- Nie potrafię inaczej...
Odsunęła się, odchodząc. W głowie utworzyła sobie plan, który mógł uchronić ją przed Liamem......
_______________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz